Bezglutenowe brownie bez cukru
Smacznego!
Jeśli macie jakieś wątpliwości, prośby odnośnie kolejnych przepisów czy pytania – piszcie śmiało! Znajdziecie mnie na facebook’u (Julia Bober) lub mailowo: julkabober@gmail.com
Bezglutenowe brownie bez cukru
Smacznego!
Jeśli macie jakieś wątpliwości, prośby odnośnie kolejnych przepisów czy pytania – piszcie śmiało! Znajdziecie mnie na facebook’u (Julia Bober) lub mailowo: julkabober@gmail.com
„I śmiech niekiedy może być nauką […]’’
– Ignacy Krasicki
Minęło błogie lato jak jeden długi dzień… żółkną liście i dżdżysta nadchodzi pora. Witamy budzący się jesienny dzień. Pierwszy dzwonek w roku szkolnym 2016/17 już za nami. Zaczęła się nauka. Serdecznie witamy wszystkich, a w szczególności tych, którzy niedawno zasiedli w ławach Sobieskiego po raz pierwszy. Musimy wiedzieć jedno: wszyscy jesteśmy tu potrzebni! Niech słowa te towarzyszą nam w obecnym roku szkolnym.
Naszą szkołę oprócz wspaniałych korytarzy i wielkich schodów tworzą przede wszystkim ludzie. Tworzycie ją Wy. Tak, Ty również, Drogi Czytelniku. Tworzymy społeczność jedyną w swoim rodzaju. Bądźmy dumni z faktu, że jesteśmy Sobieszczakami! Zapewne niektórzy z Was czują się zagubieni, osaczeni lub może nawet przerażeni gwarem oraz sposobem funkcjonowania naszej szkoły. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom! Z biegiem czasu zrozumiecie, że dostaliście naprawdę dużo szczęścia od swojego losu ,trafiając do II LO. Szkoła jest dla każdego, kto do niej uczęszcza, jak drugi dom. To tutaj zawieramy przyjaźnie na całe lata, doświadczamy naszych pierwszych miłości, rozczarowań, to tu przeżywamy lata naszej młodości, które kiedyś będziemy wspominać z uśmiechem na twarzy! Apeluję do Was, Drodzy Czytelnicy! Zdobywajcie wiedzę i doświadczenia z uśmiechem! Uśmiech bywa aktem męstwa. Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to dopiero odwaga.
Jak więc nie dać się zwariować w Sobieskim? Od razu żartobliwie nasuwa mi się na myśl cytat z dzieła włoskiego filozofa, Niccolo Machiavellego, (autora słynnego powiedzenia „Cel uświęca środki’’):„… trzeba być lisem i lwem”. Można i tak, lecz po co? Jako uczennica z trzyletnim stażem w tej materii postaram się udzielić Wam parę rad.
Na początku wyznacz sobie cele, następnie opracuj plan, w jaki sposób chciałbyś je realizować w naszej szkole. Niech nie przeraża Cię podejmowanie decyzji ‘’na całe życie”. Nic bardziej mylnego! To tylko brzmi tak strasznie. Wybór rozszerzeń i przedmiotów, które chciałbyś zdawać na maturze, niekoniecznie decyduje o Twojej karierze zawodowej i przyszłości. Wybierz zajęcia, które Cię interesują najbardziej, a nauka z nimi związana sprawia Ci przyjemność.
Nie zniechęcaj się po paru lekcjach, nie osądzaj nauczycieli oraz ich metod. Daj się zaskoczyć. Grunt to pozytywne nastawienie. Już po paru miesiącach zrozumiesz, jak ważne są dobre stosunki z każdym w tej szkole. Dla każdego pracownika II LO to uczniowie są najważniejsi, nie warto się uprzedzać.
Wszyscy ludzie, nie tylko w szkole, lecz i w życiu, cenią sobie prawdę i uczciwość. Pamiętaj, że nauczyciel nie przybył z obcej planety. Choć czasem trudno w to uwierzyć, każdy z nich chce dla Ciebie jak najlepiej. Pragnie Cię wychowywać, tak jakby wychowywał własne dziecko, nauczyć sumienności, rzetelności i pracowitości. Wpoić wiedzę i zasady, które zaowocują na Twojej dalszej drodze. Czasami tylko niektórzy okazują to na swój specyficzny sposób. W każdym razie pamiętaj, aby postępować zgodnie z własnym sumieniem, być szczerym i otwartym. Dobra wiedza uwalnia, leczy i buduje, powodując wzrost i rozwój.
Jeżeli ktoś obstaje uparcie przy swoim i uważa, że jest całkowicie niezależny i nie podlega żadnym wpływom, to wtedy jego rozwój jest niemożliwy. Bądź kompromisowy! Czasem trzeba zacisnąć zęby i przyznać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie wdawaj się w dyskusje z nauczycielami. Nie jest to mile widziane.
Nie uciekaj od wymagającego i surowego nauczyciela. Nie zniechęcaj się. Spokój wewnętrzny trzeba sobie po prostu wypracować przez trud pracy wkładany w naukę. Pamiętajcie, że każdy nauczyciel dostrzeże Wasze starania, które również mają ogromne znaczenie. Czasem warto zasugerować się sentencją Grahama Cooke’a :” Twoja osoba rośnie w siłę w zmaganiach” i wytrwale dążyć do celu.
Znajdź w sobie wewnętrzną, osobistą motywację do radosnego i spełnionego życia w naszej szkole. Jest ona szkołą niezwykłą. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ogrom przeróżnych konkursów, olimpiad, zawodów sportowych, wyjazdów edukacyjnych i rekreacyjnych, prelekcji, spotkań z ważnymi osobistościami. Nikt nie jest w stanie wymienić tego na raz. Czy jesteś umysłem ścisłym czy humanistą, sportowcem, malarzem, aktorem, czy piosenkarzem, a może jeszcze nie odkryłeś swojego talentu, nieważne! Każdy jest w czymś dobry. Wiedz jedno, znalazłeś się w odpowiednim dla Ciebie miejscu.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o FMFT, czyli Festiwalu Małych Form Teatralnych – chyba najbardziej wyczekiwanym wydarzeniu kulturalnym w naszej szkole, które ma za sobą już 47 edycji! Festiwal jest miejscem realizacji wizji artystycznych uczniów naszej szkoły. Składa się z pięciu kategorii: poezji śpiewanej, recytacji, teatru, filmu i tańca. Laureaci wszystkich kategorii prezentują się również na uroczystej Gali Festiwalowej w Teatrze Groteska. W ubiegłym roku szkolnym miałam przyjemność być młodzieżową organizatorką 47 edycji i powiem krótko: niesamowita przygoda, wspaniali ludzie i doświadczenie. Serdecznie zachęcam do udziału w kolejnych odsłonach.
Człowiek, który się uczy – młodnieje, a który przestaje się uczyć – zaczyna się starzeć! Pamiętaj, aby jak najlepiej wykorzystać czas w naszej szkole. Za kilka lat będziesz mógł tylko nucić: „Ale to już było…” Teraz jest czas Twojej edukacji, niech Ci się chce! Rozwijaj swoje zainteresowania i dawaj z siebie wszystko.
Bądź dla innych otwarty i uprzejmy. Współtwórz ze swoimi rówieśnikami zgrane klasy. Zaufaj mi, że im bardziej zżyjesz się teraz z ludźmi, tym lepiej będziesz wspominać czas spędzony w naszym liceum. Klasa niech nie ogranicza się do spotkań wyłącznie w szkolnych murach. Spotykajcie się, spędzajcie razem wolny czas. Pomagajcie sobie w nauce. Kibicujcie, wspierajcie się nawzajem, imprezujcie razem, jesteście sobie nawzajem potrzebni do szczęścia.
To by było na tyle z morałów. Przyszedł czas na parę krótkich, mniej refleksyjnych rad.
Drogi Czytelniku,
Życzę Ci powodzenia, które na pewno Ci się przyda!
Wiceprezydent Szkoły
Martyna Kołtun,
Klasa 3g
Zdjęcia: Natalia Bajor
To co, możemy się umówić, że dajemy tłuszczom drugą szansę?
Napisałam o tym, jak widzę „Sobieskiego” i zostałam redaktorką naczelną FAMY. Tekst, który otworzył przede mną drzwi do wielkiej przygody był bardziej formą oswajania się z nowym środowiskiem niż realizacją dziennikarskich ambicji. Co ciekawe, nie wszedł do pierwszego numeru. Ukazał się dopiero po roku, ze zmianami nadającymi mu charakter bardziej retrospekcyjny. W tym miejscu chciałabym podziękować tym, którzy go przeczytali jako pierwsi i dzięki którym otrzymałam niezwykłą szansę współtworzenia gazetki szkolnej II LO.
Kilkanaście miesięcy za sterami reaktywowanej FAMY to przede wszystkim był ciągły ruch, wiele rozmów i spotkań z niezwykłymi ludźmi, twórcze poszukiwania i doskonalenie warsztatu. Dziękuję serdecznie wszystkim, których dzięki FAMIE mogłam poznać. Sprostanie minimum dziennikarskich wymagań sformułowanemu przez pisarza i wybitnego dziennikarz Melchiora Wańkowicza – wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o „czymś” – nie zawsze bywało łatwe. Przekonałam się, jak ogromną wartość ma współpraca i wsparcie ze strony redakcyjnych kolegów. Moi Drodzy, bardzo dziękuję za Waszą pomysłowość, wytrwałą pracę i rzetelność. Serdeczne podziękowania kieruję do Pani Prof. Marty Kobylińskiej za minuty i godziny inspirujących rozmów, fachowe komentarze i pomocną dłoń, na którą zawsze mogłam liczyć. Dzięki Pani niemożliwe stawało się możliwym! Ogromny dług wdzięczności mam wobec Pani Prof. Ewy Wach za wyrozumiałość i subtelną korektę tekstów, szczególnie tych przesyłanych na tzw. „ostatnią chwilę”. Pani Prof. Elżbiecie Kramarz dziękuję za sympatię i cierpliwość w sytuacjach, gdy biblioteczne zaplecze stawało się przystanią dla FAMY.
Jest jeszcze KTOŚ, komu FAMA zawdzięcza to, że jest. Wam, czytelnikom, wiernym lub przypadkowym, którym lektura wydruków w szarej tonacji pozwoliła się uśmiechnąć, zamyślić, dowiedzieć – dziękuję szczególnie.
Podziękowania te niech nie będą pożegnaniem; mam nadzieję pisać do FAMY i służyć wszelkim możliwym wsparciem Redakcji w zmienionym, poszerzonym składzie. Swojej następczyni i nowym współpracownikom życzę świeżych pomysłów i zapału, które pozwolą poszerzać grono czytelników i podnosić poziom merytoryczny gazetki.
Czerpiąc z mądrości „cesarza reportażu” Ryszarda Kapuścińskiego, życzę nam wszystkim ponadto umiejętności rozumienia innych, ich intencji, ich wiary, ich zainteresowań, ich trudności, ich tragedii.
Anna Rzemińska
Aniu, dziękujemy Ci za twórcze i pełne pasji kierowanie FAMĄ, za inspirujące teksty, napisane nienaganną polszczyzną i za postawienie redakcyjnej poprzeczki bardzo wysoko! Motywuje nas to do ciągłych, mniej lub bardziej udanych, prób i poszukiwań, których efekty można śledzić na naszej stronie. Będziemy Cię trzymać za słowo i liczymy na obiecane wsparcieJ Życzymy Ci, żeby opuszczenie murów Sobieskiego stało się początkiem kolejnego twórczego etapu w Twoim życiu, w którym będziesz rozwijać swój talent i realizować swoje ambicje.
Ania wspomniała w swoim pożegnaniu o osobie, która była przez wiele lat spiritus movens i dobrym duchem FAMY – o pani profesor Marcie Kobylińskiej-Kędzior. Pani Profesor, która sprawowała opiekę merytoryczną nad gazetką i była autorką wielu pięknych zdjęć, w tym roku szkolnym kończy pracę w Sobieskim. Pozwolimy sobie jednak zacytować fragment tekstu Ani: „podziękowania niech nie będą pożegnaniem”! Mamy nadzieję, że Pani Profesor pozostanie czytelnikiem naszej internetowej FAMY, ale przede wszystkim nieśmiało liczymy na dalszy inspirujący kontakt, na pochwały i na krytykę, być może na pomoc…
Dziękujemy za wszystko, co Pani zrobiła dla FAMY!
Redakcja
Owocowy sernik na zimno – szybciej się nie da
Upały, zbliżające się wakacje i myśli z serii „dzisiaj już nie opłaca się iść do szkoły” – to znak, że zawitał do nas czerwiec. Miesiąc istnej batalii o oceny, ścisku na ulicach Krakowa i wiecznych korków. Z tyłu głowy każdy z nas ma już dwudziesty czwarty dzień czerwca, kiedy to na dwa miesiące pożegnamy się z jakże bezstresowymi progami Sobieskiego. Jak jednak przetrwać te trzy ciężkie tygodnie? Jest tylko jedna prawidłowa odpowiedź – jedząc sernik, który można przygotować w 5 minut!
Mowa oczywiście o serniku na zimno, do którego przygotowania potrzebujemy substancji żelującej. Czytając poprzednie zdanie, każdy pomyślał – żelatyna. Moja odpowiedź? Nigdy w życiu. Pominę proces jej pozyskania i przejdę od razu do faktów:
•ma wyczuwalny smak w potrawach
•nie znamy źrodła, z którego pochodzi (chyba każdy pamięta świńską grypę albo chorobę wściekłych krów?)
•tężeje tylko w niskich temperaturach i przez dłuuuugi okres czasu
•oznaczana na opakowaniach jako E441
•jest mało wartościowa i może powodować zgagę jak i wzdęcia.
Nie brzmi to tak apetycznie jak anielskie ciasto „ptasie mleczko z galaretką”, z najlepszej cukierni, które to wszystko kryje pod warstwą bitej śmietany. Niestety, taka jest prawda.
Jeżeli nie żelatyna – to co?
AGAR – bezzapachowa, naturalna substancja, pozyskiwana z morskich alg i wodorostów. Tężeje(po wcześniejszym zagotowaniu) w temperaturze pokojowej, w bardzo szybkim czasie. Odpowiednia dla wegetarian i wegan, co powoduje, że staje się coraz bardziej popularna.
To co, zmieniacie galaretki ze sklepu na te domowe, na agarze?
Sernik owocowy na zimno:
• 300 g dowolnych owoców (najlepiej sprawdzą się te jagodowe: maliny, truskawki, jagody, borówki)
•1 kg białego sera ( z doświadczenia polecam „Wieluń – mój ulubiony”, ma najlepszy skład, konsystencje i oczywiście smak. Do kupienia m.in w Makro, Auchan)
•3 łyżki syropu z agawy/ cukru trzcinowego
•1 łyżka agaru
•1/2 szklanki wody
•50 ml malibu (Można pominąć. Nadaje jednak przyjemny, kokosowy aromat)
•skórka otarta z jednej cytryny
•dodatkowa garść owoców do ozdoby
Owoce (w moim przypadku jagody) umieścić razem z cukrem i wodą w garnuszku i podgrzewać do puszczenia soku. Gdy otrzymamy konsystencję sosu(owoce mają się rozpaść), należy dodać malibu i agar – szybko wymieszać i doprowadzić do wrzenia. Zdjąć z palnika. Do większej miski przełożyć twaróg i skórkę z cytryny, wlać ciepłą zawartość garnuszka i zblendować do uzyskania gładkiej masy. Tortownicę o średnicy 20 cm wyłożyć papierem do pieczenia i przelać do niej przygotowane ciasto. Udekorować pozostałymi owocami i odstawić do lodówki na dwie godziny – aż agar stężeje i spowoduje, że nasz sernik będzie zwarty i prosty do krojenia (można chwilę zmrozić w zamrażarce 10-15 min)
Smacznego!
Jeśli macie jakieś wątpliwości, prośby odnośnie kolejnych przepisów czy pytania – piszcie śmiało! Znajdziecie mnie na facebook’u (Julia Bober) lub mailowo: julkabober@gmail.com
Wyobraźmy sobie miejsce, w którym będziemy mogli, siedząc wygodnie w fotelu, zjeść coś smacznego, napić się dobrego cappuccino, przeczytać książkę, w spokoju odrobić pracę domową, obejrzeć film, nauczyć się hiszpańskiego albo spotkać jednego ze swoich ulubionych pisarzy. Brzmi nierealnie? Niekoniecznie. Takie miejsce to Arteteka.
Arteteka to część Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i łączy się z Małopolskim Ogrodem Sztuki. Na czym polega jej fenomen? Jak podaje WBP, jest to przestrzeń twórcza, sprzyjająca wymianie myśli i rozwojowi kultury. W realizacji tych zamierzeń sprzyjają organizowane tam liczne wykłady, warsztaty czy spotkania – wszystko to oczywiście jest darmowe. Jedynym warunkiem korzystania z zasobów mediateki jest posiadanie darmowej karty bibliotecznej.
Na całość Arteteki składają się trzy piętra oraz kawiarnia. Każde z pięter zostało poświęcone innej dziedzinie, są to kolejno: słowo, obraz i muzyka. Na pierwszym piętrze mieszczą się pozycje na temat teatru i poezji. W sumie jest tam 60 tys. artykułów ze 170 czasopism i 360 książek i streszczeń prac doktorskich, zarówno w formie elektronicznej, jak i tradycyjnej, 65 tys. płyt CD i 96 tys. e-booków. Na następnym piętrze znajdziemy zbiory na temat malarstwa, rzeźby i rysunku, a także jeden z największych zbiorów komiksów w Polsce. Wszystkie komputery zostały wyposażone w najnowsze programy graficzne. Na ostatnim, trzecim piętrze znajdziemy ogromne zbiory dotyczące przede wszystkim muzyki współczesnej, a na komputerach mamy dostęp do ponad 900 godzin nagrań różnych spektakli teatralnych, baletowych i układów tanecznych. Jednak Arteteka to nie tylko książki i komputery. To także specjalistyczne tablety graficzne, tablety internetowe, konsole PlayStation z kontrolerem ruchu Move, pianino cyfrowe, odtwarzacz Blu-ray oraz 60 czytników Kindle i Onyx Book, z których połowę można wypożyczyć do domu. W zbiorach biblioteki znajdziemy także wiele filmów DVD, gier planszowych, komputerowych i na PlayStation.
Na sukces tego miejsca składają się także wydarzenia, które odbywają się na jego terenie. W ofercie mamy możliwość uczestniczenia w darmowych kursach językowych prowadzonych przez native speakerów. Oprócz tego organizowane są liczne spotkania i wykłady, np. warsztaty BeCom o programowaniu czy Krakowski Czwartek Kryminalny.
Bez wątpienia jest to miejsce, które warto odwiedzić. Spełnia ono wszystkie wymogi nowoczesnej, przyjaznej dla ludzi biblioteki – przełamuje stereotypy nudnego, cichego pomieszczenia pełnego książek, ukazując nam miejsce, gdzie możemy swobodnie obcować ze sztuką. Jednocześnie jest to miejsce, do którego wszyscy lubią wracać i mam nadzieję, że o tym przekonacie się sami.
Tekst: Dominika Kondyjowska 1g
Zdjęcia: Natalia Bajor 1g
Czterysta! Co o tej liczbie mogą powiedzieć Sobieszczacy? Większość z nas ma matematykę wśród swoich przedmiotów rozszerzonych, więc bez problemu w krótkim czasie możemy tę liczbę opisać, odnaleźć jej kwadrat czy wyciągnąć z niej pierwiastek. Jednak dzisiaj spójrzmy na nią okiem humanisty. Nieco ponad 400 lat temu (23 kwietnia 1616r.) zmarł jeden z najwybitniejszych twórców, wielki poeta i dramaturg angielski, człowiek nieustannie cytowany, który wzbudza kontrowersje nawet setki lat po swojej śmierci. Jego sztuki zostały przetłumaczone na niemal każdy język nowożytny, są na bieżąco odgrywane na deskach teatrów na całym świecie, a także doczekały się swoich ekranizacji. Sonety zaś są dogłębnie analizowane przez literaturoznawców we wszystkich krajach. Dramaty mają charakter ponadczasowy, poruszają tematy, które są stale aktualne, takie jak miłość, przyjaźń, zbrodnia czy zdrada. Ich bohaterowie dążą do prawdy, zastanawiają się nad sensem istnienia, wybierają między bytem a niebytem. Legendą, o której mowa, jest oczywiście William Shakespeare. Utwory Shakespeare’a na stałe wpisały się w kanon lektur szkolnych, przez co podzielił on los innych wybitnych twórców, niesłusznie
kojarzonych przez większość z was jedynie z niewdzięcznym szkolnym
obowiązkiem. Tymczasem warto czytać i oglądać Shakespeare’a, by w napisanych
przed czterystoma laty tekstach odkrywać prawdę o świecie i o nas samych.
Dziś chcę przybliżyć wam postać najsłynniejszego angielskiego barda przez przedstawienie kilku ciekawostek dotyczących jego życia i śmierci:
Oprócz pisania Shakespeare parał się również aktorstwem, które było właściwie głównym źródłem jego dochodów. Miał okazję wystąpić przed królową Elżbietą I.
Oszukiwał, aby zarobić. Przez piętnaście lat skupował i gromadził zboże, które następnie, w trakcie klęski głodu panującej w Europie, sprzedawał po zawyżonych cenach. Osoby, które nie chciały zapłacić, były przez niego bezwzględnie ścigane. Sam natomiast uchylał się od płacenia podatków, a zarobione pieniądze przeznaczał na działalność lichwiarską. Często był karany grzywną i groziło mu nawet więzienie. Fakty te pozwalają lepiej zrozumieć jedną z jego sztuk – „Koriolana”.
Shakespeare prawdopodobnie był biseksualny. Spośród jego 154 sonetów jedynie 26 jest skierowane do kobiety, natomiast 128 z nich jest zaadresowanych do pięknego młodzieńca. Sonety traktujące o młodzieńcu nie są jedynie przyjacielskim wyznaniem, ale zawierają elementy adoracji i erotyzmu.
Jego dramat pt. „Makbet” jest sztuką przeklętą. Teatry boją się ją wystawiać, a aktorzy wymawiać jej tytuł (dlatego nazywa się ją „szkocką sztuką”, unikając feralnego tytułu) czy imiona bohaterów. Skąd wzięło się przekleństwo? Oczywiście z winy Shakespeare’a, który w swojej sztuce opisał prawdziwe tajemne rytuały czarnej magii. Przypuszcza się, że ludzie, którzy ją uprawiali, nie byli zadowoleni z objawienia ich sekretów szerokiemu gronu czytelników, przeklęli więc tę sztukę. Wielokrotnie w czasie spektakli „Makbeta” i przygotowań do nich dochodziło do tragicznych wypadków, np.: śmierć, choroby, upadki z wysokości, poparzenia czy wypadki samochodowe aktorów, samobójstwa scenografów lub reżyserów sztuki, pożary teatrów, itd.
Wielokrotnie kwestionuje się tezę, jakoby Shakespeare sam napisał wszystkie swoje utwory. W czasach elżbietańskich współautorstwo tekstów było powszechne. Nie ma wprawdzie dowodów na to, że poeta nie pracował samotnie, wysuwają się jednak argumenty przemawiające na niekorzyść autora, jak choćby to, że w jego dramatach znajduje się mnóstwo informacji z różnych dziedzin życia i sztuki (polityka, historia, filozofia), których Shakespeare nie mógł znać, ponieważ pochodził z prostej, niezbyt wykształconej rodziny.
Małżeństwo Shakespeare’a nie było zbyt szczęśliwe (dowodem na to może być fakt, że poeta, pomimo tego, że za życia zgromadził fortunę, przepisał w spadku swojej żonie jedynie łóżko), dlatego podejrzewa się, że bard miał nieślubnego syna, którym miał być William Davenant.
Oprócz rzeszy zwolenników Shakespeare posiadał także wrogów swoich sztuk. Wolter i T.S. Eliot negatywnie zareagowali zwłaszcza na „Hamleta”, nazywając dramat „dziełem pijanego dzikusa” czy „wybrakowaną sztuką”.
Archeolodzy, badając grób poety, odkryli, że prawdopodobnie brakuje tam jego czaszki. Natrafiono też na ślady w grobie, które datuje się na okres późniejszy niż pogrzeb poety. Pomimo ogromnej ciekawości, naukowcy postanowili pozostawić grób w spokoju ze względu na napis, jaki widnieje na nagrobku: „Przyjacielu, na miłość boską, zaprzestań wykopywania spoczywających tutaj prochów. Błogosławiony ten, który oszczędzi te kamienie, a przeklęty ten, który ruszy moje kości.”
400. rocznicy śmierci Williama Shakespeare’a towarzyszy akcja „Bilet za 400 groszy” odbywająca się w ramach II Dnia Teatru Publicznego (21.05.2016r.). Bilety na spektakle odbywające się w tym dniu można nabyć w promocyjnej cenie w kasach teatrów już od 14 maja. Do akcji przyłączyło się 90 teatrów w Polsce, w tym 9 krakowskich.
Wśród nich znajduje się Teatr STU, w którym można obejrzeć „Hamleta”. Bilet na ten spektakl poza akcją promocyjną kosztuje 100zł, a przedstawienie jest naprawdę niesamowite (byłam i widziałam), więc polecam każdemu pospieszyć się i nabyć tańsze bilety.
O akcji można przeczytać więcej np. tutaj: http://teatrdramatyczny.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2498&Itemid=805
Grosze grają rolę!
Korzystałam z:
Weronika Panasowiec 1g
JAKUB STOJEK- absolwent II LO (matura 2014, klasa o profilu ekonomicznym), dwukrotny finalista Olimpiady Przedsiębiorczości oraz dawny członek szkolnej reprezentacji piłki nożnej. W 2012 roku wraz z grupą kolegów założył firmę Rascal Industry, która działa do dziś.
Rascal Industry powstało jako owoc projektu „Szkoła praktycznej ekonomii- młodzieżowe miniprzedsiębiorstwo”. Co Was skłoniło do wzięcia udziału w tym projekcie i tym samym do założenia biznesu?
Podczas wakacji doszedłem do wniosku, że czas pomyśleć o swojej przyszłości i zastanowić się, co robić po liceum. Może to brzmi tak poważnie, ale wiadomo, że w czasie wakacji jest dużo wolnego czasu. Zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę mnie interesuje, bo dobrze by było zająć się czymś konkretnym. Niektórzy znajomi byli od dawna skupieni na medycynie bądź prawie. I to mnie zmotywowało do poszukania własnej ścieżki. Byłem trochę zainteresowany przedsiębiorczością oraz ekonomią i stwierdziłem, że fajnie by było wystartować w jakichś konkursach, czegoś się nauczyć, coś osiągnąć i zdobyć nagrody pieniężne, które w konkursach ekonomicznych są dość spore w porównaniu do tych, które fundują inne dziedziny wiedzy. To, co mnie zmotywowało, to chęć osiągnięcia sukcesu i chęć kształtowania swojej przyszłości w ściśle zaplanowanym kierunku. Wynikało to z moich zainteresowań. A czemu zdecydowaliśmy się wziąć udział konkretnie w tym programie? Myślę, że z czystej ciekawości i dlatego, że ten program wyróżniał się czymś spośród masy innych olimpiad i konkursów. Nie polegał on na zakuwaniu, ale na działaniu w praktyce. Musieliśmy coś zaprojektować, wprowadzić to w życie, zainteresować tym ludzi; produkt lub usługa miały przynosić zyski. I to właśnie nas zainteresowało- praktyczne działanie, a nie tylko przyswajanie wiedzy teoretycznej. Myślę, że dlatego ten pomysł zainteresował grupę siedmiu osób, bo tyle nas wtedy było.
Dlaczego zdecydowaliście się na produkcję bluz?
Właściwie można powiedzieć, że to przypadek. Pierwszym naszym pomysłem była produkcja koszulek z wizerunkami nauczycieli i ich tekstami. Niestety, nauczyciel, który wydawał nam się najlepszym kandydatem do trafienia na nasze koszulki, prof. Nurek, odmówił publikacji swojego wizerunku na koszulce. Zaczęliśmy szukać innego pomysłu, lecz już zaczęliśmy myśleć, że ma to być odzież, bo w tej branży widzieliśmy szansę na sukces. Więc kolejnym pomysłem, jaki nam przyszedł do głowy, a właściwie Oliwii Nowickiej, która potem była jeszcze przez chwilę z nami w firmie, były bluzy. Zainspirowały nas uniwersytety amerykańskie i bractwa na nich działające oraz ich ubiór z lat 90. Na filmach z tego okresu członkowie owych bractw chodzą w bluzach z logo. Postanowiliśmy stworzyć takie logo dla naszego liceum i spodziewaliśmy się, że kilkadziesiąt bluz uda nam się sprzedać. Zainwestowaliśmy w trzydzieści, może trochę mniej i z wielkim niepokojem czekaliśmy, czy pojawią się chętni na nie. No i okazało się, że się pojawili i to nie tylko w naszej klasie. Kolejna partia była liczona w setkach sztuk, było chyba ponad trzysta zamówień. Myślę, że pomysł był bardzo trafiony. A dlaczego zdecydowaliśmy się na bluzy? Zaadaptowaliśmy wzorzec, który już był sprawdzony gdzie indziej.
Jaki był odzew środowiska szkolnego na Wasz pomysł? Spotkaliście się z aprobatą czy też dezaprobatą?
Jeśli chodzi o kolegów, to na pewno nie mogę powiedzieć o negatywnym odzewie. Było dużo pozytywnych reakcji, ale najczęstszą z nich była ciekawość, bo coś się dzieje i ciekawe, co robimy, jak to pójdzie. Miło mi było, jeśli ktoś podchodził i mówił, że to super pomysł, że trzyma za nas kciuki. Reakcji było mnóstwo. Jeśli chodzi o negatywne reakcje, to niektóre osoby podchodziły i mówiły, że to nam się nie uda, że pomysł nie ma sensu i że tracimy czas. Ale nie było tak, że ktoś miał złe zamiary, tylko raczej chciał powiedzieć: „Nie traćcie na to czasu, zajmijcie się czymś innym”. Na pewno warto podkreślić to, jak duże wsparcie dostaliśmy od szkoły, od nauczycieli i dyrekcji. To było bardzo przyjemne, jak np. prof. Sobolewska zaczęła nas chwalić w całej szkole, że tutaj ma takich świetnych uczniów, którzy zaczęli swój biznes, mówiła „Kupujcie ich bluzy”. Widać było, że ona też jest dumna z tego, że coś takiego powstało. Wielu nauczycieli było bardzo pozytywnie nastawionych do naszego pomysłu. W szczególności Dyrektor Marek Stępski był bardzo zadowolony, że uczniowie robią coś takiego. Nawet na pożegnaniu maturzystów był taki moment, kiedy Pan Dyrektor zaprosił nas na środek, przedstawił i powiedział, że rozwinęliśmy firmę na całą Polskę i zagranicę. Widać było, że się z tego cieszy. Bardzo miło to wspominam. Podczas jednej z moich wizyt w szkole dopytywał, jak nam się dalej układa praca w firmie. Nawet pani Jola wypytuje o to, jak nam się powodzi za każdym razem, kiedy odwiedzam Dwójkę. Czuję, że mamy tutaj w szkole ogromne wsparcie. Bardzo się z tego cieszę i mogę powiedzieć, że w czasach liceum spotkaliśmy się z jak najbardziej pozytywnym podejściem zarówno ze strony kolegów, jak i pracowników szkoły, nauczycieli oraz dyrekcji.
Jak wyglądały początki działalności Rascal Industry? Czy mieliście dużo problemów?
Na początku było dużo problemów, szczególnie związanych z tym, że zdecydowaliśmy się na szycie bluz w Polsce, co nie było zbyt opłacalne w pierwszej fazie, przez pierwszy rok działalności. Były kłopoty z rejestracją spółki, gdy chcieliśmy zacząć tę działalność na poważnie, były problemy przy zakupie kasy fiskalnej i prowadzeniu całej dokumentacji. Bo to jednak pochłania ogromne ilości czasu. Po roku funkcjonowaliśmy już w miarę sprawnie, zaczęliśmy się jakoś rozwijać. Przez pierwszy rok trochę staliśmy w miejscu. Może to było związane też z maturą, bo po niej nastąpił szybki rozwój.
Prowadzenie własnej firmy wymaga dużego zaangażowania, zwłaszcza na początku, podobnie jak nauka. Jak więc udało Ci się pogodzić naukę z biznesem?
Udało się to pogodzić w ten sposób, że musiałem zrezygnować do pewnego stopnia ze spotkań ze znajomymi i imprez, bo doba ma 24 godziny i tego czasu się nie rozciągnie. To wyglądało tak, że zamiast iść po lekcjach gdzieś na obiad, kawę, czy piwo ze znajomymi, jechałem do domu lub do szwalni, żeby tam załatwiać sprawy związane z firmą. Tak naprawdę przez pierwsze pół roku po zarejestrowaniu firmy nie wiem, czy byłem na jakiejkolwiek imprezie. Ominęło mnie kilka osiemnastek. Trochę tego żałuję, bo raz w życiu jest taki okres, że są osiemnastki znajomych. Widzisz wówczas wiele osób, w tym niektórych po raz ostatni, bo zaraz skończy się szkoła i każdy pójdzie w swoją stronę. Jak mówiłem, trochę tego żałuję ,ale prowadzenie biznesu wymaga poświęceń, trzeba z czegoś zrezygnować, bo nie da się wszystkiego zrobić w ciągu doby. Aczkolwiek jest też tak, że jak masz więcej obowiązków, to możesz efektywniej zarządzać czasem, tak poukładać te zadania, żeby z tego dnia wycisnąć jak najwięcej.
Należy przyznać, że dbasz o ofertę firmy dla II LO. Oprócz tradycyjnych bluz macie także baseballówki, niegdyś oferowaliście także szaliki i koszulki meczowe. Czy możemy się spodziewać jakichś nowości w bliższej bądź dalszej przyszłości?
Tak, będziemy chcieli stawiać na rozwój naszej oferty, zarówno dla Dwójki, jak i dla innych liceów, aczkolwiek Dwójka z tego względu, że jesteśmy jej absolwentami, na pewno będzie naszym pierwszym celem, to tu będziemy chcieli wprowadzać nowe produkty i proponować je uczniom. Liczymy na współpracę z SU i Dyrekcją. Mam nadzieję, że to będzie sprawnie funkcjonować. Od tej współpracy będzie dużo zależało, bez względu na to, czy będą to szaliki, czapki, czy też inne gadżety np. nowe krawaty; taki pomysł też się pojawił. Nowe rzeczy to również świetna forma reklamy dla szkoły. Zobaczymy, będziemy chcieli to robić od września.
Czytelnicy FAMY za kilka lat wejdą na rynek pracy. Być może niektórzy z nich postanowią założyć własną działalność. Czy, według Ciebie, istnieje jakaś recepta na sukces zawodowy i biznesowy?
Myślę, że sukces zawodowy i biznesowy jest to tak naprawdę jeden sukces, ponieważ jeśli chcesz prowadzić własną działalność, jest to jednocześnie twój zawód. Traktowałbym to jako jeden sukces, ponieważ niezależnie od tego, czy będziesz pracował na etacie, czy będziesz prowadził własną firmę, to będzie twój zawód i twój biznes. W związku z tym uważam, ze jest możliwy jednoczesny sukces w tych dziedzinach, tylko rodzi się pytanie: jaką drogę chcesz wybrać. Na pewno prowadzenie własnego biznesu wiąże się z tym, że na początku nie masz żadnych zysków, musisz ponieść nakłady i musisz się liczyć z tym, że ten pomysł nie okaże się taki super, jak ci się wydawało, bo klientom się nie spodoba i tylko tobie się taki wydawał. No, niestety, tak jest. Stracisz trochę pieniędzy. Natomiast zyskasz dużo doświadczenia, jeśli chodzi o wprowadzenie produktu czy ogólnie rzecz biorąc prowadzenie działalności biznesowej, bo, poza dobrym pomysłem, najważniejszą rzeczą jest poświęcenie czasu na pracę nad danym projektem. Jeśli inni będą widzieć Twoje zaangażowanie, będą chcieli z tobą pracować i wspólnie rozwijać twój biznes, dzięki czemu będzie mógł rozwijać się jeszcze szybciej.
Jak wspominasz naukę w II LO? Czy jest jakiś element szkolnej rzeczywistości, za którym szczególnie tęsknisz?
Na pewno tęsknię za tą atmosferą, jaka panowała w Dwójce. Myślę, że nie ma drugiego takiego liceum na pewno w Krakowie, a może w Polsce, tego nie wiem, nie jestem w stanie sprawdzić, ale podejrzewam, że tak ☺. Brakuje mi też nauczycieli, z którymi się mocno związałem. Brakuje mi naszego Dyrektora Stępskiego. To jest naprawdę kochany człowiek i odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Ludzi też mi brakuje, a to oni tworzą tę atmosferę.
Twoja wychowawczyni, prof. Małgorzata Sobolewska, twierdziła, że zostaniesz ministrem finansów. Czy nie chodzi Ci po głowie połączenie ekonomii z wielką polityką? 😉
Uważam, że w swoim planie na życie warto wyznaczyć takie kamienie milowe, takie cele, do których będziesz dążył za pięć, dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści lat. Wiem, że mam dwa cele na najbliższe dwa lata. Zakładam dwie możliwości: albo będę dalej prowadził Rascala, albo zacznę po prostu pracować na etacie w jakiejś ciekawej dla mnie branży związanej z biznesem. Za pięć lat albo chciałbym rozbudować Rascala tak, aby swoim zasięgiem obejmował kilka krajów europejskich, albo dojść do fajnego stanowiska w jakiejś dużej firmie zajmującej się usługami dla biznesu. Nie będę tutaj wymieniał nazw, branży ani stanowisk, natomiast chciałbym za pięć lat awansować, osiągnąć jakiś sukces w pracy, którą będę wykonywał. Nieważne, czy to będzie nadal prowadzenie Rascala, czy praca w jakiejś korporacji. Za dwadzieścia lat chciałbym być na szczycie tej kariery i móc powiedzieć, że zbudowałem coś wielkiego. Na pewno chciałbym kierować jakąś organizacją, której pierwszym celem nie jest zysk, ale troska o klienta i relacje z nim. Chciałbym dostarczać klientowi jak najlepsze produkty czy usługi. Bo zawsze w perspektywie dłuższego czasu wychodzi się lepiej niż na krótkoterminowej orientacji na zysk. Ona finalnie nie prowadzi do niczego dobrego. Natomiast przechodząc do prof. Sobolewskiej i jej wizji na temat mojej przyszłej kariery, to przyznam, że coś jest na rzeczy i rzeczywiście po osiągnięciu sukcesu, który mam nadzieję przyjdzie, chciałbym wpływać na rozwój naszego kraju i zajmować jakieś wysokie stanowisko w rządzie. Osobiście marzy mi się stanowisko podobne do tego, które obecnie ma wicepremier Morawiecki, czyli funkcja ministra rozwoju. To byłaby moja wymarzona funkcja. Minister finansów może nie, bo to mi się kojarzy z księgowym. Księgowość za bardzo mnie nie kręci, raczej odstrasza. Natomiast dlaczego to wszystko mówię? Mówię to, żeby pokazać, że warto starać się coś budować, nawet jeśli nie wiadomo jeszcze, czy coś dużego z tego wyniknie. Trzeba myśleć na wielką skalę. Trzeba stawiać sobie ambitne cele, które są obecnie poza naszym zasięgiem. Sam wiem, że nawet jeśli mówię, że za pięć lat chciałbym osiągnąć wysokie stanowisko w jakiejś firmie czy być znaczącym graczem na rynku odzieżowym w pięciu krajach UE, to w tym momencie nie mam ani możliwości, ani umiejętności, ani środków potrzebnych do realizacji tych celów. Myślę, że jeśli zakładamy sobie takie wysokie cele, ambitne, mierzalne, osiągalne, ale dopiero po określonym czasie, to jeśli będziemy bardzo się starać, osiągniemy je. Wierzę w to.
Prof. Marek Walczyk w bluzie II LO
Tak oto kolejna edycja FMFT już prawie za nami. W oczekiwaniu na wielką galę festiwalową, która odbędzie się 31 marca, zapraszamy do przeglądnięcia galerii zdjęć wykonanych w czasie czterech dni festiwalu w auli II Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie oraz na deskach Teatru Groteska.